Z początkiem nowego roku zawzięłaś się i piszesz 5 zdań dziennie.
Dzielnie zbierasz fragmenty dialogów i urywki myśli.
Początkowo są krótkie i oderwane od innych.
Jeśli piszesz codziennie, ich ilość przyrasta szybko. Kumulują się.
Tylko po co?
A jednak łatwiej jest pisać „cokolwiek” niż usiąść nad stroną powieści (albo doktoratu, sic!).
Choćby dzień był słaby, zawsze znajdzie się myśl do zapisania.
Lub emocja do wyrzucenia za siebie.
No więc jak to działa?
I dlaczego „skrawki” są Ci potrzebne?
Skrawki łatwiej pisać
Ponieważ „nie mają znaczenia”, nie irytują wewnętrznego krytyka.
Nawet perfekcjonizm przymyka na nie oko.
To „takie nic”. Niegroźne. Niewidzialne.
Dlatego pozwalasz w nich sobie na więcej.
Bawisz się formą lub wcale o nią nie dbasz.
Zapisujesz dwa zdania dialogu i w nosie masz didaskalia (opis co bohater robi jak to mówi).
Bo przecież są tylko dla Ciebie, do szuflady.
Ale jednak SĄ.
Skrawki to wentyl bezpieczeństwa
Dla emocji trudnych i zbyt dużych.
Dla nudy i blokad twórczych.
Są jak powiew inności. Odskocznia od codziennej pisarskiej pracy.
Prawda zaklęta w słowa.
Korzystam z nich gdy coś mnie silnie porusza. Wkurza lub smuci. Wtedy piszę.
Na co dzień nie mam (i nie chcę mieć!) dostępu do tego stanu.
Jest nieprzyjemny. Lepiej udawać, że go nie ma, a złe dni nie istnieją.
A jednak czasem smutne myśli atakują. Gryzą każdą wrażliwą część Ciebie.
Do szkieletu twojej istoty.
Gdy złe myśli krążą wokół Ciebie, spisz je. Wtedy kierujesz je na zewnątrz.
Nie trzymasz, nie blokujesz. I one płyną dalej.
Skrawki są lustrem prawdy
To myśli spontanicznie przelewane na papier.
Bez celu innego niż pisanie, bez wizji i planu.
Co więcej, są tylko dla Ciebie.
Nie na zamówienie czy do wystawienia na widok publiczny.
Możesz je w każdej chwili usunąć. A jednak zostają.
Byś pamiętała, że życie jest skomplikowane.
Że bywasz wredną suką, istotą seksualną lub złośliwą babą. Albo wrażliwą marzycielką.
To wszystko jest w Tobie. I ma prawo głosu.
Nawet jeśli nikt oprócz Ciebie nie słucha.
Skrawki są jak zdjęcie
Oddają emocje. Są uchwyceniem stanu, w jakim jesteś.
Stopklatką chwili.
Dzięki temu możesz do nich wrócić, gdy będziesz chciała wejść w określone emocje.
Poczuć je. Przypomnieć sobie jak to jest.
Bo skrawki zatrzymują to, co ulotne. Nieuchwytne.
Bo nie muszą być po coś.
Po prostu są.
Tak jak Ty.
Ps. O chwytaniu „irytujących” momentów pisze też moja ukochana Alex Franzen.
Autor zdjęcia: Teddy Kelley/unsplash.com